Mia Słowik- Jak zostałam peruwiańską żoną

Podążając za radą ezoterycznej terapeutki, z biletem w jedną stronę Mia wyrusza w podróż życia po Ameryce Południowej, gdzie zmaga się z wrodzonym brakiem asertywności i niezdecydowaniem. W trakcie wyprawy bierze udział w ceremonii Ayahuaski, spędza czas w indiańskich wioskach, centrach medytacyjnych, a nawet w domu niebezpiecznych paramilitares, nieustannie starając się odnaleźć drogę do samej siebie. Ostatecznie podróż rzeczywiście nieodwracalnie przemienia jej życie, w sposób, którego nigdy nie wzięłaby pod uwagę. 
Literatura faktu, którą czyta się jak dobrą powieść. Pełna humoru, bez cenzury ukazuje blaski i cienie spontanicznej podróży europejskiej kobiety w patriarchalnej kulturze macho. Bezpretensjonalna  „Brigitte Jones w podróży”!


Od pewnego czasu zaczęły mnie interesować książki podróżnicze. Wcześniej wolałam oglądnąć dobry film pokazujący realia życia na poszczególnych kontynentach niż wtopić się w lekturę książki. Byłam zdania, że książki nie spełniają swojej roli akurat w tej dziedzinie, bo jak wiadomo- czytając każdy wyobraża sobie inaczej poszczególne sceny, krajobrazy. Byłam przekonana, że książki podróżnicze mają odzwierciedlać rzeczywistość, a jak ją pokazać tak, aby każdy miał prawdziwy obraz w swojej głowie. No przecież się nie da....
Całe powyższe podejście rozwiało się niczym liście jesienią, o wietrznej porze. Znikło za sprawą wielu czynników. Może po prostu dorosłam do tego typu książek (podobnie jak do smaku chałwy czy oliwek). Jest też taka opcja, że przyczynił się do tego mój chłopak, który zapatrzony jest w postać Pana Wojciech Cejerowskiego obdarzając mnie tym samym książkami jego autorstwa. 
Ale jak mówił Dobry Wojak Szwejk: "Jak tam było, tak tam było...".
Piszę Wam to po to, abyście popatrzyli na mnie trochę z politowaniem. Jestem dopiero na etapie akceptowania książek podróżniczych, do zakochania jest jeszcze daleko.
Przejdźmy do fabuły.
Mia jest kobietą, która próbuje odkryć źródło swoich problemów. Nikt jej nie rozumie, wszyscy uważają ją za dziwaczka (nie, nie kaczkę). Nawet rodzina uważa ją za osobę niespełna rozumu. Mia chce z tym walczyć, udaje się więc do terapeutki, która wysyła ją na niezapomnianą podróż w nieznane, w głąb lądu i w głąb siebie. W podróż, która na zawsze zmieni jej życie.
"Jak zostałam peruwiańską żoną"  to książka pełna poczucia humoru. intrygujących historii, a przede wszystkim pokazuje, że ze słabościami można walczyć, nawet na końcu świata. 
Ponadto jest świetną lekturą dla osób mających problem z uwierzeniem w siebie. Mia odkrywając siebie, odkrywa również swoje talenty, które nigdy wcześniej nie była w stanie ujawnić. 
Bardzo łatwo można utożsamić się z bohaterką, mimo, że jest to rozbieżne z założeniami gatunku. 
Jedyne co mi nie pasowało, to zbyt duża ilość "magii". Nie było by to złe, gdyby nie fakt, że czuć tutaj nutkę fascynacji w tym kierunku nie Mii, tylko autorki książki. Wiadomo, że Ameryka Południowa to przede wszystkim zafascynowanie nadnaturalnymi zjawiskami, wierzenia i przesądy. I pomysł z wprowadzeniem tych elementów w fabułę był świetny, ale jest tego po prostu za dużo. Utrudnia to stworzenie obrazu, o który przecież walczą każde książki literatury faktu.
W związku z powyższym, moja ocena to 8/10.
Udanej lektury!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Anioły i demony- recenzja